sobota, 1 grudnia 2012

CHAŁUPKA I JEJ MIESZKAŃCY

    Nadszedł czas na opisanie chałupki, mojego schronienia, mojej drugiej skóry i jak to tam zwał. Przechodzimy więc przez kurtyny drzew i krzewów, wychodzimy na polanę od wschodniej strony i na prawo, na niewielkim, łagodnym wzniesieniu oto ona: drewniana, kryta wiórem, z niewielkimi oknami, frontem zwrócona na południe, ku otwartości polanki, tyłem do pobliskiej ściany lasu.
     Kiedy patrzymy na nią od frontu, to wejście, ocienione obszernym gankiem, jest po naszej lewej stronie. Dalej w prawo dwa okna wychodzące na ogródek i jeszcze jedno okno od wschodu i jedno od północy.
    Widzisz, stareńkie drzwi otwierają się gościnnie. Wchodzisz po trzech stopniach na ganek, z niego do małej sieni. Po lewej stronie masz schody-drabinę na strych, pod nimi moją szafkę-spiżarnię, a nad nimi w ścianie maleńki świetlik. Na wprost są drzwi do łazienki, na prawo do kuchni.
    Kuchnia jest zawsze sercem domu, a sercem kuchni jest piec. Kaflowy, z ogrzewaczem czyli przypieckiem, duchówką, okapem nad kuchnią i piecem chlebowym. Przysadzisty, ale zgrabny. Zawiaduję nim za pomocą całej baterii szybrów i zapadek, bo służy mi też do gotowania ciepłą porą, a wtedy lepiej, żeby nie grzał za bardzo. Teraz, zimą, wręcz przeciwnie - całe ciepło idzie w ogrzewacz i murek grzejny. Piec jest po lewej stronie od drzwi, zajmuje cału róg izby, gościnnie podsuwając swój zapiecek w stronę drzwi. Możesz na nim usiąść, jeśliś zmarznięty.
    Dalej, wzdłuż północnej ściany jest solidny blat z dębiny, z szafkami pod spodem i z wkomponowanym małym zlewem pod oknem. Dalej kredens drewniany i to już koniec izby z tej strony.
    Od południowej strony są dwa okna, pod pierwszym stoi ława-łóżko, szeroka i rozłożysta, z oparciem. Kiedy podniesie się siedzenie, widać siennik w specjalnej skrzyni. Dalej od wejścia, pod następnym oknem - stół i 3 krzesła, w kącie obraz święty na ukos, ścinający róg i półeczka pod nim, zasłana wedle tradycji haftowaną lnianą serwetką. Pod nią niewielka etażerka na książki. Na ścianie między oknami inna półka ze słojami na zioła i innymi różnościami. To w założeniu, w praktyce zasłana książkami, przyborami do pisania i robótek.
   Za kuchnią, na wprost wejścia, czyli po wschodniej stronie, jest malutki pokój czy raczej alkierz z jednym oknem. Drzwi do niego są zawsze otwarte, bo nie ma w nim oddzielnego ogrzewania. Czyli pośrodku ściany działowej szerokie drzwi, przez które widać okno i stojący pod nim fotel i taboret służący za podręczny stolik. Na lewo od wejścia, wzdłuż północnej ściany, łóżko i kufer jako nocna szafka, po prawej, obok okna, szafa.
    I to już wszystko. Aż nadto dla mnie jednej. Są jeszcze sprzęty ruchome - świeczniki, lampy naftowe, stołki, kosz na drewno... I chodniki z gałganków. Te ostatnie musiałam usunąć z kuchni, bo psiaki robiły z nich szarpie. Rety, jeśli myślałam, że wcześniej rozrabiają, kiedy ledwie chodziły, to teraz mam prawdziwy sajgon! Nic nie opiera się ich energii, co dostanie się w małe ząbki, to jest poszarpane. Polują na siebie, bawią się w chowanego, w polowanie. Ciągają po podłodze jeden drugiego za ogon albo jedną z łap! Oraz leją! Na szczęście są równie pojętne, jak ich mama i teraz wynoszę jak najczęściej obydwa na dwór. Komenda "siusiu!" i zbiorowe przykucanie, a potem czym prędzej do domu. Ale i tak mam sprzątania co niemiara, zwłaszcza rano. Robią się z nich puchate kulki, sierść, początkowo gładka, robi się gęsta i kręcona. Rozśmieszają mnie do łez, polują na moje pięty i włażą pod nogi. Tylko spacery z konieczności musiałam skrócić, bo zostawione w domu rozpaczają i bałaganią z tej rozpaczy w trójnasób, w kurniku ich przecież nie zostawię, bo będzie jeszcze gorzej i jaki płacz! Na dodatek są tak maleńkie, że mogą tam przepaść w mysiej dziurze, no, prawie. Wkładam więc po jednym do każdej kieszeni i tak chodzę. Ich mama, zła i nieszczęsliwa, drepce po mokrym igliwiu, ogon i uszy opuszczone. W końcu muszę się zlitować i wziąć ją za pazuchę.
    Robi się zimno, dziś spadło trochę śnieznych płatków. Z utęsknieniem czekam na prawdziwy śnieg.

1 komentarz:

  1. Maluchy mają szczęście bo mają dwie mamy ,ale jedna taka inna ! co dba o wszystko i wszystkich . Sprawia że w domu jest ciepło kiedy za oknem zaczyna się zima ...brrr

    OdpowiedzUsuń