niedziela, 11 listopada 2012

HIBERNACJA

    Dobrze, że mam dostęp do internetu, bo bym nawet nie wiedziała, jak dzień dziś mamy. Od czasu ostatniego posta byłam w hibernacji, spałam prawie cały czas. Z trudnością wstawałam, kiedy już było chłodno w domu, robiłam co najpotrzebniejsze, cały czas z zawrotami głowy i padałam na łóżko, które przyciągało mnie z siłą magnesu. Pompowanie wody do zbiornika było zadaniem prawie nad siły... Dobrze, że nie muszę jej nosić w wiadrze. Wyniesienie wiadra z toalety biologicznej też prawie mnie przerosło. Poza tym spektakularnym spadkiem energii życiowej nie czułam się wcale chora, a raczej  przebywałam na jakimś cieplutkim, wygodnym obłoczku. Nieliczne chwile czuwania spędzałam przy skrzynce z pieskami, pełna szczęśliwego zagapienia. Lulu jest mamą asertywną, czyli robi, co trzeba przy szczeniakach, nakarmi je i wyliże, ale spać chce ze mną w łóżku. Młode rosną na potęgę i coś mi się wydaje, że lada chwila otworzą oczka.
    Dziś czuję się trochę lepiej, na tyle, żeby zmobilizować się do pisania. Dzieciaki niepokoiły się moim milczeniem (wyłączyłam telefon), więc kiedy w końcu wczoraj porozmawialiśmy, to zaraz dziś przyjechały obładowane mlekiem, twarożkiem i świeżym mięsem. Mlekiem i twarożkiem dzielimy się zgodnie z Lulu, mięso jest całe dla niej, bo mnie odrzuca. Na szczęście nocami już są przymrozki i zamroziłam mięso podzielone na porcje. Auuuuu, ziewy mnie znowu biorą. Piec cieplutki, w domu porządek. Tylko wypuszczę psinkę na siusiu i spać! A swoją drogą to Lulu reaguje na komendę "Siusiu!" Posłusznie przykuca i robi, co należy. Fajne.

1 komentarz:

  1. Wspaniale by było mieć odpoczynek takie jak nasza natura i zapadać w hibernacje zimową. W końcu jesteśmy jej częścią i mamy takie okresy jak ona .

    OdpowiedzUsuń